Menu ☰

Gryźcie smoothie!

Nieustannie jem zdrowo, zielono, chrupiąco i bezmięsnie. Bardzo mi z tym dobrze, chociaż co ciekawe nie ma to większego wpływu na moją linię. Może po prostu jestem super zdrowa i moje ciało nie chce się zmieniać :)? Jaasne… Nie ma to w sumie większego znaczenia, czuje się dobrze, gra mi to z moją codzienną jogą, moim, dziwnym dla wielu, wstawaniem super wcześnie i po prostu z moim bębniarzem. Cała masa wietnamskiego streetfoodu czeka i aż piszczy, żeby wskoczyć na bloga, ale do tej muzyki, którą teraz słyszę bardziej pasuje ten okropnie zdrowy i okropnie zielony smoothie.
Zwykle staram się bazować na dość prostej liście składników (brzuch łatwiej poradzi sobie z trawieniem) i raczej nie trzymam się żadnych ścisłych reguł, poza dwiema:

1. ZAWSZE wrzucam do blendera rozgrzewające, osuszające przyprawy: kilka plastrów korzenia imbiru, mielony cynamon, mielony kardamon, mieloną kurkumę (używając kurkumy pamiętam o dodaniu choć najmniejszej szczypty pieprzu, baaardzo wzmacnia dobre działanie żółtego proszku). Warzywa i owoce ochładzają nasze ciało, zawierają dużo wody więc produkują w nim również wilgoć. Zimno i wilgoć… brrr! Kojarzy wam się z katarem, owijaniem się kocem i ciepłymi skarpetami zanim jeszcze zacznie się jesień? Nie chcecie tego w środku, chcecie harmonii, energii, naładowanych baterii nie zimna i stagnacji. Zwróćcie więc uwagę na to jak jecie, ustawcie na kuchennej półce zioła oraz przyprawy i nie pozwólcie im się kurzyć!

2. Gryźcie. Każda porcja smoothie to zwykle masa owoców i warzyw, które, gdyby nie pędząca technologia, musielibyśmy przeżuć – i to jest właściwy sposób ich konsumpcji. Kontakt pokarmu ze śliną to początek procesu trawienia (chociaż na dobrą sprawę cała machineria ruszyła do pracy już na sam widok pysznego jedzenia), a my go zmieniamy za pomocą zwykłej słomki. Zatem zanim łyk trafi do gardła, niech spędzi chwilę w ustach i wymiesza się z enzymami, które ułatwią przyswojenie całego tego dobra.


Jeśli budzę się baardzo głodna robię sobie smoothie bowl, na dnie której lądują węglowodany – ostatnio zakochałam się w fermentowanych płatkach owsianych. Są dużo lepiej strawne dla naszego organizmu, bo generalnie przyswajanie zbóż to nie jest coś z czym nasze ciała radzą sobie najlepiej. Na wierzchu lądują prażone migdały, bez których nie mogę żyć, troche pyłku pszczelego, który udało mi się tu upolować za przyzwoite pieniądze i to co akurat mam w szafce, np. wiórki kokosowe i daktyle.


Potem ide z tym na balkon i szczęśliwa tonę w całej tej zieleni.

W moim zielonym słoiku ląduje zwykle:
1 dojrzały banan
¼ sporego awokado
duuużo zielonego, kupuje wietnamskie odpowiedniki naszego szpinaku, jest tu tego masa i gigantyczna paka kosztuje ok 1,5 zł
2 łyżki ugotowanej zielonej fasolki mung (proteinki!)
1 cm kawałek korzenia imbiru
1 łyżeczka matcha powder
kilka łyżek gęstego mleka kokosowego
czasem mleko sojowe (staram się z nim nie przesadzać, soja jest dużo zdrowsza w wersji sfermentowanej)

To wystarczy na wielką porcję pysznego smoothie, któremu wg mnie nie potrzeba więcej słodkości niż ta z banana (chociaż czasem dodaje kawałek wietnamskiego, słodziutkiego mango i to już jest ogień!).

Tagi: , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *