Menu ☰

Smakowite okolice Sapa

|

Wycieczka do Sapa była krótka, więc nie udało mi się niestety poeksploraować bogatej, na pierwszy rzut oka, sceny kulinarnej. Moje najbliższe plany zakładają jednak nadrobienie tego uchybienia;) Szybkie i sycące śniadania w hotelu (smazony z warzywami i mięsem ryż, jajko, banan) wystarczały na kilka godzin zwiedzania wiosek, a pierwszy głód zabijała pyszna hałwa, którą przywiózł mój towarzysz.Na szczęście mój głód potrafi urosnąć do zaskakujących mnie rozmiarów i nie pozwala oszukać natury – musiałam wyweszyć coś do jedzenia na naszej trasie i 2 razy udało mi się to doskonale!

Powodem jaki przywiedzie Was do Ta Phin będzie zapewne wizyta w pobliskiej jaskini, która służyła mieszkańcom za schronienie podczas wojny chińsko-wietnamskiej w 1979 r. Uwieżcie mi, jest jeszcze jeden – lepszy. Po wjeździe do wioski rozejrzyjcie się za sporym, na wpół otwartym lokalem serwującym zupę pho i dania z ryżu (com), wyróżniać go będzie obecność siorpiącej kluski klienteli i przyzwoite ceny (na turystycznych trasach koniecznie pytajcie PRZED złożeniem zamówienia, inaczej przyjdzie Wam płacić 3-4$ za porcyjkę ryżu z jajkiem). Zamówcie tam com bin dan czyli ryż z dodatkami – jest wyśmienity! Do mojego poprosiłam tofu, jajka i jakies warzywo, zasiadłam do wielkiego stołu i…czekałam 15 minut! To jest dziwne samo w sobie, bo większość miejsc serwujących to danie ma dodatki przygotowane już dużo wczesniej. Tu jednak wszystko zostało usmażone dopiero po moim zamówieniu, dzięki czemu dostałam gorący, świeży i przepyszny posiłek. Co więcej, miseczka warzywnego, chłodnego rosołu jaki zwykle serwuje się do ryżu, okazała się parującym, aromatycznym i bardzo mięsnym bulionem pho! Wielka porcja (2 osoby najadłyby się bez problemu) – 30.000 vnd (ok 1,5$).

 

 

Zjadłam w swoim życiu dużo pho, więc interesujące było natrafienie na zupełnie nowe, pełne brązowo-różowego makaronu pho lon. Uwagę przyciągają 2 uwijające się przy parujących garach panie, które samodzielnie robią makaron, co zwykle dzieje się gdzieś na zapleczach domostw i kuchni. Brunatny kolor to efekt użycia nieoczyszczonego, brązowego ryżu (zdrówko!). Poza tym zupa pełna była mięsa, świńskiego, głównie tego z głebokiego środeczka. Posiekane kawałeczki serca (tim), wątroby (cat) i sprężystego jelita, obok kiszona, zielona kapusta, pomidor i świeże zioła. Do tego chlust sosu rybnego i soku z cytryny. Zajadałam, popijając zimnym piwem, aż mi się uszy trzęsły. Wokół mnie operowała pałeczkami spora ilość uśmiechniętych lokalesów, z rozgadaną panią na czele, który zaplatała moje włosy w warkoczyki i dopytywał co 2 minuty czy bardzo mi smakuje. Takie dania i takie wrażenia znajdziecie tylko we wtorki i tylko do 13:00 na Coc Ly Market, około 100 km od Sapa. Jedźcie, super fajna wycieczka. Ta micha kosztowała mnie 25.000 vnd i było tyle, że nie dałam rady dojeść klusek.

Tagi: , , , , , , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *